W dzisiejszym numerze „Przeglądu Sportowego” ukazał się obszerny wywiad z Adrianem Zielińskim, którego przesłaniem jest jego wypowiedź... „Chcę wrócić. Śmiało spoglądam w lustro”. Zdyskwalifikowany za stosowanie dopingu mistrz olimpijski z Londynu (2012) opowiada o ostatnich traumatycznych miesiącach jego życia i marzeniu, jakim jest skrócenie kary do dwóch lat. Rozmowę red. Szymona Tomasika z zawodnikiem CWZS „Zawisza” Bydgoszcz skomentowali: Michał Rynkowski – Dyrektor biura Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie” oraz Kamil Wolnicki – dziennikarz „PS”. Poniżej pełne wypowiedzi obu panów...
Michał Rynkowski... „Sprawa Adriana Zielińskiego jest dla mnie jasna. W oparciu o materiał dowodowy, który został przedstawiony, uważam, że decyzja Panelu Dyscyplinarnego o cztero- letniej dyskwalifikacji jest słuszna. Dowody o niewinności, które przedstawiał zawodnik, były niewystarczające do tego, aby sankcja mogła być niższa. Oczywiście, Zieliński może się od- wołać. W ciągu tygodnia wydamy postanowienie w formie pisemnej. Od momentu, w którym otrzyma pismo, będzie miał 21 dni na złożenie odwołania. Rzadko jednak zdarza się, by kary były obniżane. Adrian Zieliński chce dwuletniej dyskwalifikacji. Rozumiem, że walczy o to, aby mieć szansę występu w igrzyskach w Tokio. To jednak nic nie zmienia, przy rozpatrywaniu sprawy nie miało to żadnego znaczenia. Sprawa była złożona. W tym sensie, że przesłuchano wielu świadków, materiał dowodowy był obszerny. Panel Dyscyplinarny chciał zbadać wszyst- kie okoliczności. My, jako Komisja, chcielimy czteroletniej kary i taka została orzeczona...”.
Kamil Wolnicki... „Nie wiem, co czuli bliscy braci Zielińskich, gdy rozpętała się dopingowa burza, ale na pewno nie chciałbym tego przeżywać. Rozumiem też Adriana, który chciałby dostać jak najkrótszą karę i wrócić na pomost dźwigać ciężary, bo robił to całe życie. Nie sądzę jednak, żebyśmy mieli oglądać go podczas igrzysk w Tokio. Adrian opowiada o zanie- czyszczonych odżywkach. To najczęściej spotykana linia obrony, choć rzadko skuteczna. Jak- kolwiek brutalnie to brzmi, zasada o sportowcu, który odpowiada za to, co ma w organizmie jest w dzisiejszej pogoni za kasą, nazywaną sportem, jedyną sensowną. W organizmie Zie- lińskiego był nandrolon, więc w świetle prawa jest winny. Inne rozwiązanie (w przypadku dotyczącego kogokolwiek) byłoby równoznaczne z akceptacją dopingu...”.